„Intruz”
Było
ciemno. Las przypominał moje najgorsze koszmary. Liście drzew trzepotały jak rozgniewane motyle. A zimny
wiatr wiał prosto w moje oczy. Byłem bardzo zaniepokojony. Mój ojciec czekał na
mnie rozgniewany w chałupie, ale ja nie chciałem tam wracać. W głębi serca wiedziałem, że czeka mnie sroga kara,
ponieważ znowu rzeźbiłem w kawałku drewna, zamiast doić krowy.
Biegłem
przez ten mokry gąszcz, mając nadzieję,
że dotrę do domu. Żyzna gleba przyczepiała się do moich nagich stópek. Nagle
usłyszałem głośne chrumkanie. To nie była zwykła świnia, którą mam w domu, ale
ogromny dzik. Ten odgłos rozpoznam o każdej porze dnia i nocy. Tak się
przeraziłem, że krew zastygła mi w żyłach. Bez zastanowienia biegłem przed
siebie. To był najdłuższy maraton w moim życiu. Trwało to kilka dobrych dni. Byłem wyczerpany, głodny i
przestraszony. Nagle w oddali ujrzałem wiejską drogę i chatkę. Postanowiłem
pójść w tym kierunku. Słońce grzało niemiłosiernie. Czułem, że jestem na skraju
wytrzymałości. Usłyszałem skrzekot żab. Bez zastanowienia podreptałem zobaczyć,
co się dzieje. Po chwili znalazłem się na małej wysepce. Było tam jeziorko,
szałas, grill. Pod drzewkiem leżał dość
duży koc. Był brudny, cały w piasku, ale ochota snu była silniejsza. Obudził
mnie krzyk dziewczynki:
-
Intruz, intruz! Uwaga, na naszej wyspie jest obcy!
-
Jaki obcy?... Wawrzek jestem - powiedziałem
z uśmiechem na twarzy.
Dziewczyna
była przerażona i zdenerwowana.
Usłyszałem krzyki w oddali:
-Ulka,
co tam się dzieje?!
-Jakiś Wawrzyniec wkradł się na nasz teren.
-
Dobrze, zostań tu, a ja pójdę po chłopaków -
powiedziała jeszcze inna dziewczyna.
Nie
wiedziałem, o co im chodzi. Jakieś małolaty
mówią mi, że jestem intruzem.
Myślałem,
że po tym dziku nic straszniejszego mnie już nie spotka. Będę musiał pilnie
pogadać z tą dziwaczką i dowiedzieć się, o co chodzi.
Aleksandra
J.
Oliwia
Cz.
kl.
6 b
Warszawa,
19.07.1961r.
Witaj Zasępo!
Pozdrowienia
z Olszyn. Jestem tu już dwa tygodnie i pięć dni. Najpierw uważałem, że pomysł
mojej mamy z wyjazdem na wieś jest beznadziejny.
Na
szczeście poznałem tutejszych chłopaków i dzięki nim się nie nudzę. Nazywają
się Julek i Marian. Są naprawdę fajni i gdyby nie to, że większość czasu
spędzają także w towarzystwie Uli oraz Pestki, wszystko byłoby wspaniałe. Nie
wiem, jak można tak długo wytrzymać z dziewczynami, w końcu w naszej szkole
uczą się sami chłopcy. Moi nowi przyjaciele oprowadzili mnie po całej wsi, a
nawet pokazali wyspę, na której często rozpalamy ognisko. Każdy dzień mija nam
na zabawie. Szczególnie lubię skakać po stogach świeżego siana i karmić Dunaja.
Wielka szkoda, że Ty, Słabiszewski i Pędzelkiewicz nie możecie tu przyjechać.
Jestem
ciekawy, jak Tobie mijają wakacje? Czekam na odpowiedż i jeszcze raz gorąco
pozdrawiam.
Marcin
Ciamciara
Wiktoria
Ś.
kl.
6b
„Gandalf
w krainie Olszyn”
Za siedmioma parkami, za siedmioma miastami, za siedmioma
autostradami była wyspa w
Olszynach. Mieszkali na niej Zenek, Julek i Marian.
Na środku
znajdował się szałas, w którym często się bawili. Dookoła rozciągała się
polana, a przy brzegach rósł las. Nagle zza drzewa wyłonił się brodaty starzec
z laską. Był on ubrany w długi, szary płaszcz i stary kapelusz.
– Marian, Zenek, patrzcie to Święty Mikołaj! – wrzasnął Julek, pokazując palcem na przybysza.
– Marian, Zenek, patrzcie to Święty Mikołaj! – wrzasnął Julek, pokazując palcem na przybysza.
– Jaki tam
Święty?! Jam jest Gandalf Szary, wielki czarodziej z Hobbitonu. W
tym momencie wybiegli z szałasu i stanęli w milczeniu. Po krótkiej chwili
przyjaciele zaproponowali mu, żeby usiadł z nimi do obiadu. Po dłuższej rozmowie zapadł zmrok i chłopcy położyli się spać.
Czarodziej jednak nie próżnował, ponieważ miał magiczną butelkę firmy „APPLE”,
która potrafiła wysyłać automatycznie list
do odbiorcy. Czarnoksiężnik wysłał więc informację o przyjęciu
urodzinowym Mariana do wielu postaci z bajek, baśni i legend takich jak: Bilbo
Baggins, Anaruk, Alicja, Bazyliszek itp.
Następnego
dnia rano, gdy Zenek się obudził, zaczął rozmowę z Gandalfem o wieczornej
imprezie. Przez cały dzień dzieci pokazywały przybyszowi, jak się bawić w XX w.
Wieczorem Pestka i Ula miały odwrócić uwagę Mariana, by reszta mogła wyprawić przyjęcie.
- Pestka, Ula, co tu się dzieje, idę do szałasu?! -
powiedział Marian. Wtem dziewczyny usłyszały gwizdek, oznaczający, że wszystko jest gotowe.
Marian przyszedł na polanę i usłyszał śpiewane chórem „Sto lat”.
-
Myślałem, że zapomnieliście, dziękuję – wzruszył się
chłopak.
Na przyjęciu było bardzo dużo gości, nawet Wawrzuś i Harry. Nagle Zenek chwycił mikrofon i zaczął śpiewać piosenkę: „Przez twe oczy zielone” przez cały czas patrząc się na Ulę. Około północy wszyscy goście zaczęli się rozchodzić do domów i właśnie wtedy Gandalf wypuścił urodzinowe fajerwerki.
Na przyjęciu było bardzo dużo gości, nawet Wawrzuś i Harry. Nagle Zenek chwycił mikrofon i zaczął śpiewać piosenkę: „Przez twe oczy zielone” przez cały czas patrząc się na Ulę. Około północy wszyscy goście zaczęli się rozchodzić do domów i właśnie wtedy Gandalf wypuścił urodzinowe fajerwerki.
Od
tamtej pory wyspa spodobała się hobbitom i
elfom, przyjeżdżali tam w każdy weekend.
Aleksandra Z.
Oliwia W.
kl.
6b
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz