Łączna liczba wyświetleń

piątek, 10 marca 2017

TYDZIEŃ JĘZYKA POLSKIEGO - mashupy uczniów z kl. VI B


         „Intruz”

        Było ciemno. Las przypominał moje najgorsze koszmary. Liście drzew  trzepotały jak rozgniewane motyle. A zimny wiatr wiał prosto w moje oczy. Byłem bardzo zaniepokojony. Mój ojciec czekał na mnie rozgniewany w chałupie, ale ja nie chciałem tam wracać. W głębi serca  wiedziałem, że czeka mnie sroga kara, ponieważ znowu rzeźbiłem w kawałku drewna, zamiast doić krowy.
    Biegłem przez ten mokry gąszcz, mając  nadzieję, że dotrę do domu. Żyzna gleba przyczepiała się do moich nagich stópek. Nagle usłyszałem głośne chrumkanie. To nie była zwykła świnia, którą mam w domu, ale ogromny dzik. Ten odgłos rozpoznam o każdej porze dnia i nocy. Tak się przeraziłem, że krew zastygła mi w żyłach. Bez zastanowienia biegłem przed siebie. To był najdłuższy maraton w moim życiu. Trwało  to kilka dobrych  dni. Byłem wyczerpany, głodny i przestraszony. Nagle w oddali ujrzałem wiejską drogę i chatkę. Postanowiłem pójść w tym kierunku. Słońce grzało niemiłosiernie. Czułem, że jestem na skraju wytrzymałości. Usłyszałem skrzekot żab. Bez zastanowienia podreptałem zobaczyć, co się dzieje. Po chwili znalazłem się na małej wysepce. Było tam jeziorko, szałas, grill. Pod drzewkiem  leżał dość duży koc. Był brudny, cały w piasku, ale ochota snu była silniejsza. Obudził mnie krzyk dziewczynki:
- Intruz, intruz! Uwaga, na naszej wyspie jest obcy!
- Jaki obcy?... Wawrzek jestem - powiedziałem z uśmiechem na twarzy.
Dziewczyna była przerażona i zdenerwowana. Usłyszałem krzyki w oddali:
-Ulka, co tam się dzieje?!
-Jakiś Wawrzyniec wkradł się na nasz teren.
- Dobrze, zostań tu, a ja pójdę po chłopaków - powiedziała jeszcze inna dziewczyna.
Nie wiedziałem, o co im chodzi. Jakieś małolaty mówią mi, że jestem intruzem.
   Myślałem, że po tym dziku nic straszniejszego mnie już nie spotka. Będę musiał pilnie pogadać z tą dziwaczką i dowiedzieć się, o co chodzi.


                                                                                     Aleksandra J.
                                                                                     Oliwia Cz.
                                                                                     kl. 6 b




                                                        Warszawa, 19.07.1961r.

         Witaj Zasępo! 

         Pozdrowienia z Olszyn. Jestem tu już dwa tygodnie i pięć dni. Najpierw uważałem, że pomysł mojej mamy z wyjazdem na wieś jest beznadziejny.
         Na szczeście poznałem tutejszych chłopaków i dzięki nim się nie nudzę. Nazywają się Julek i Marian. Są naprawdę fajni i gdyby nie to, że większość czasu spędzają także w towarzystwie Uli oraz Pestki, wszystko byłoby wspaniałe. Nie wiem, jak można tak długo wytrzymać z dziewczynami, w końcu w naszej szkole uczą się sami chłopcy. Moi nowi przyjaciele oprowadzili mnie po całej wsi, a nawet pokazali wyspę, na której często rozpalamy ognisko. Każdy dzień mija nam na zabawie. Szczególnie lubię skakać po stogach świeżego siana i karmić Dunaja. Wielka szkoda, że Ty, Słabiszewski i Pędzelkiewicz nie możecie tu przyjechać.
         Jestem ciekawy, jak Tobie mijają wakacje? Czekam na odpowiedż i jeszcze raz gorąco pozdrawiam.

                                                                                              Marcin Ciamciara


                                                                                              Wiktoria Ś.

                                                                                              kl. 6b





„Gandalf w krainie Olszyn”

Za siedmioma parkami, za siedmioma miastami, za siedmioma autostradami była wyspa w Olszynach. Mieszkali na niej Zenek, Julek i Marian.
         Na środku znajdował się szałas, w którym często się bawili. Dookoła rozciągała się polana, a przy brzegach rósł las. Nagle zza drzewa wyłonił się brodaty starzec z laską. Był on ubrany w długi, szary płaszcz i stary kapelusz.                                                                                                                    
 – Marian, Zenek, patrzcie to Święty Mikołaj! – wrzasnął Julek, pokazując palcem na przybysza.                                                                                                           
 – Jaki tam Święty?! Jam jest Gandalf Szary, wielki czarodziej z Hobbitonu.                        W tym momencie wybiegli z szałasu i stanęli w milczeniu. Po krótkiej chwili przyjaciele zaproponowali mu, żeby usiadł z nimi do obiadu. Po dłuższej rozmowie  zapadł zmrok i chłopcy położyli się spać. Czarodziej jednak nie próżnował, ponieważ miał magiczną butelkę firmy „APPLE”, która potrafiła wysyłać automatycznie list  do odbiorcy. Czarnoksiężnik wysłał więc informację o przyjęciu urodzinowym Mariana do wielu postaci z bajek, baśni i legend takich jak: Bilbo Baggins, Anaruk, Alicja, Bazyliszek itp.
         Następnego dnia rano, gdy Zenek się obudził, zaczął rozmowę z Gandalfem o wieczornej imprezie. Przez cały dzień dzieci pokazywały przybyszowi, jak się bawić w XX w. Wieczorem Pestka i Ula miały odwrócić uwagę Mariana, by reszta mogła wyprawić przyjęcie.
- Pestka, Ula, co tu się dzieje, idę do szałasu?! - powiedział Marian.                       Wtem dziewczyny usłyszały gwizdek, oznaczający, że wszystko jest gotowe. Marian przyszedł na polanę i usłyszał śpiewane chórem „Sto lat”.
- Myślałem, że  zapomnieliście, dziękuję – wzruszył się chłopak.                
    Na przyjęciu było bardzo dużo gości, nawet Wawrzuś i Harry. Nagle Zenek chwycił mikrofon i zaczął śpiewać piosenkę: „Przez twe oczy zielone” przez cały czas patrząc się na Ulę. Około północy wszyscy goście zaczęli się rozchodzić do domów i właśnie wtedy  Gandalf wypuścił urodzinowe fajerwerki.
         Od tamtej pory wyspa spodobała się hobbitom i elfom, przyjeżdżali tam w każdy weekend. 



                                                        Aleksandra Z.
                                                         Oliwia W.

                                                        kl. 6b

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz